czwartek, 3 listopada 2016

Matura? Niestety nie bzdura...



Wiele osób zarzuca maturze, że psuje kreatywny sposób myślenia u młodzieży i nakazuje tak ustawić umysł, by dostosował się do pewnych wzorców. Za czasów, gdy ja jeszcze zdawałem egzamin dojrzałości, faktycznie, można było jej zarzucić schematyczność, i zdawanie wedle określonego klucza. W tym momencie uczeń ma większą swobodę w wyrażaniu swoich myśli na egzaminie, ale jednocześnie, problem, że przynajmniej jeden przedmiot musi zdawać na poziomie rozszerzonym. Co prawda, matura nie jest obowiązkowa, ale stanowi jednak jakąś umowną granicę, że z dziecka stajemy się nagle osobą dorosłą, która zakończyła ważny etap w swoim życiu. Z tego powodu większość z nas podejmuje się zdania egzaminu dojrzałości, choćby z minimum pracy własnej. Problem robi się, gdy chce się poprawiać maturę. Pal licho, gdy zdawało się jeszcze ją w 2009 roku, ale co jeśli najdzie nas kaprys, by poprawić ją choćby z roku 1994? Jak się odnieść do tego problemu? 

Zazwyczaj zaczyna się od tego, co już było, jednakże, aby uzyskać właściwe odniesienie w stosunku do matury, trzeba zacząć od tego, co jest teraz. 

Nowa Matura, wprowadzona od roku 2015, na pierwszy rzut oka nie różni się specjalnie od tej, którą zdawało się przed tym rokiem. Również mamy egzamin pisemny i ustny, przedmioty obowiązkowe i dodatkowe. Diabeł jednak śpi w szczegółach, które omówimy sobie poniżej.

Zacznijmy od egzaminu pisemnego. Obowiązkowe są w tym momencie nie trzy, a cztery przedmioty (w porywach do pięciu, jednakże język mniejszości narodowej nie jest obowiązkowy w większości szkół). W skład nich wchodzi niezmienny od wielu dekad język polski, ale również i język obcy, nowożytny (angielski, niemiecki etc.), a także matematyka. W przypadku tych przedmiotów obowiązkiem jest zdawać je na poziomie podstawowym. A co jeśli chce się zdawać również rozszerzenie. Cóż, odpowiem w ten sposób: od postawy nie ma ucieczki. Nawet ten, co wziął np. polski rozszerzony i tak musi zdać podstawę. Jest tu sens i logika? No dobrze, nie na krytyce, a na informacji post stoi. Cały czas mówię o trzech przedmiotach, a co z czwartym? Czwarty jest dowolny przedmiot, który my wybierzemy (począwszy od biologii, chemii, przez historię, WOS, a na historii sztuki i muzyki kończąc), jednakże musimy go zdawać na poziomie rozszerzonym. Z drugiej strony, wraz z nową maturą, nie mamy jakiegoś wyboru, jeśli chodzi o poziomy. Poza polskim, matematyką i językiem obcym, reszta przedmiotów jest wyłącznie na poziomie rozszerzonym. Celem tego miało być (ponoć) lepsze przygotowanie młodego absolwenta szkoły średniej do zajęć na studiach. Cóż, biorąc pod uwagę, że obecna matura rozszerzona jest na zasadzie mieszaniny poziomu podstawowego i rozszerzenia, ciężko stwierdzić, czy to jest realna zmiana na lepsze, skoro wciąż szuka się złotego środka. Nie mnie oceniać, ale biorąc pod uwagę, że ten system ma jak na razie dwa lata, na ostateczne efekty będzie trzeba poczekać jeszcze przynajmniej z trzy. Wracając do meritum sprawy, wiemy, ile trzeba zdawać przedmiotów obowiązkowych, a co jeśli chce się zdawać jeszcze te dodatkowe? Uczeń ma prawo wybrać jeszcze maksymalnie pięć przedmiotów, również na poziomie rozszerzonym, niezależnie, czy jego profil nauczania zakładał te przedmioty czy nie (chciałbym jednak zobaczyć kogoś, kto oprócz historii sztuki zdaje również fizykę i informatykę). No dobrze, a co jeśli nie zda się przedmiotu dodatkowego? Nic się nie dzieje. Matura jest tak czy owak zdana, z tym, że wciąż nie ma zaliczonego przedmiotu, który się oblało, ale to chyba jest oczywiste. 

Maturę pisemną mamy za sobą. Celowo nie opisałem, jak wygląda szczegółowo każdy z przedmiotów, gdyż jest to wiedza powszechnie dostępna dla wszystkich, a opisanie każdego aspektu z egzaminu zajęłoby stanowczo za dużo miejsca (a ludzie wolą jednak formy krótsze... ktoś w ogóle dotarł do tego akapitu?). Idąc do matury ustnej, trzeba zdać ją z dwóch przedmiotów: języka polskiego oraz języka obcego, podobnie z resztą jak przed "reformą" z 2015. Nie da się jednak ukryć, że zmiany zaszły i w tym aspekcie. Na pierwszy rzut idzie język angielski. O ile wcześniej można było go zdawać zarówno na poziomie podstawowym i rozszerzonym, to obecnie nie ma określonego poziomu, na jakim się zdaje ten egzamin. Co do polskiego, naruszę trochę zasadę, by nie przedstawiać formy matury, ale w przypadku tego przedmiotu, jest to zrozumiałe. O ile dawniej, jeszcze przed samym egzaminem, była lista tematów, na który trzeba było przygotować krótką prezentację, a następnie odpowiedzieć na pytania od egzaminatorów, to obecnie forma mocno się zmieniła. Wchodząc na egzamin, samemu się losuje temat wraz z pomocami, na podstawie których trzeba opracować swoją wypowiedź. Na przygotowanie ma się 15 min, a następnie trzeba zaprezentować, bazując zarówno na pomocach z losowania, jak i wiedzy własnej. 10 min treści własnej oraz 5 min dyskusji z członkami komisji. Cóż, nie da się ukryć, że jest to bardziej egzaminacyjne, ale brakuje jednak czaru, gdy samemu się przygotowywało całą wypowiedź, zwłaszcza na temat, który komisji mógł być obcy (zwłaszcza fantastyka).

Jakie są inne zmiany jeśli chodzi o nową maturę? Przede wszystkim wprowadzenie centylów. Dla wielu jest to niezrozumiałe, ale zasada działania jest bardzo prosta: pokazuje, ile osób osiągnęło ten sam wynik, co zdający LUB NIŻSZY! Jest to o tyle wygodne, że ułatwia pracę uczelniom wyższym jeśli chodzi o przyjmowanie nowych studentów do swoich wydziałów. Można też mniej więcej oszacować już z poziomu dyplomu swoje szanse, czy absolwent dostanie się na wymarzony kierunek. Druga, dla wielu chyba najważniejsza, zamiana, to możliwość wglądu w swoją pracę. Do tej pory nie było możliwości zweryfikowania swoich wyników, nie mniej, w tym roku weszła dyrektywa, że zdający maturę może przejrzeć swoją pracę i znaleźć błąd. Niby walka o jeden punkt to mało, ale na medycynę czasem taki punkcik może przeważyć o dostaniu się na ten kierunek.

Mamy omówione najważniejsze aspekty nowej matury. A co jeśli ktoś chce zdawać jeszcze starą maturę, przykładowo z roku 2009? Czy musi zdawać na nowych zasadach? Oczywiście, że nie, a przynajmniej w większości sytuacji. Cały czas możemy poprawiać maturę na starych zasadach, niezależnie, czy chcemy poprawiać tylko jeden przedmiot czy cały egzamin. Dodatkowo, wypowiedzi ustne również można poprawiać bez żadnych komplikacji. Są jednak pewne haczyki, na które trzeba zwrócić uwagę. Po pierwsze, czas. Jeśli zdawaliśmy maturę w latach 2006-2014, nie ma żadnych przeciwwskazań, by zdawać na starych zasadach. Z tym, że jeśli zdawało się maturę przed 2010, trzeba jeszcze dodatkowo zdawać matematykę, obowiązkową dla absolwentów tego rocznika. Po drugie, aspekt płatności. Jest obowiązkowy tylko wtedy, gdy podejmujemy się egzaminu po raz trzeci lub nie stawiliśmy się na poprzedni, już umówiony. Suma nie jest duża, gdyż wynosi jedynie 50 zł. I w końcu, co z osobami, które zdawały maturę przed 2006 rokiem? Dla nich niestety jest smutna informacja, że będą zmuszeni do zdawania matury w nowej formie. Cóż, nikt nie powiedział, że będzie łatwo.

Jaka jest moja opinia na temat struktury matury? Mam wrażenie, że wraz z czasem traci ona na swoim prestiżu i osoby, które układają pytania stawiają na ilość zdawanych maturzystów, nie zaś na jakość samego egzaminu. Kiedyś osoba posiadająca maturę była traktowana jako ktoś poważny (samo słowa matura pochodzi od łacińskiego słowa, oznaczającego dorosłego). Teraz to po prostu papierek, który uprawnia nas, byśmy mogli pójść na studia. Nie jestem ministrem edukacji i nigdy nie aspirowałem do tego tytułu, ale myślę, że temu egzaminowi trzeba przywrócić w jakiś sposób dawną legendę, choćby w ten sposób, że dla części osób, będzie to jeden z nielicznych, obiektywnych egzaminów w życiu, gdyż sprawdzany na szczeblu państwowym, bez prywatnych odczuć w stosunku do zdającego. 

Po więcej informacji na temat matury, zapraszam na stronę CKE: https://www.cke.edu.pl/

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz